niedziela, 17 stycznia 2016

I'm into you



















allah czasem akbar ;p





Rio de Świebodzin xd

Notka w zasadzie ma tygodniowy poślizg, ale nie mogło tych zdjęć tutaj zabraknąć.
Wyjazd do Karpacza był dla mnie niesamowitą przygodą, doświadczeniem a przede wszystkim mega pozytywnym zaskoczeniem.

Nigdy nie miałam okazji pojechać w góry, jakoś nigdy o tym nie marzyłam, wydawało mi sie że jestem typowym plażowiczem i że najlepiej wychodzi mi kładzenie się plackiem na ręczniku z piwem w ręku.
Wyjeżdżałam z Piły totalnie nieświadoma tego co mnie czeka, co kiełkowało lekkim stresem, ale co tam.
Ja nie dam rady?
Chyba nawet lepiej że nie wiedziałam czego się spodziewać, bo jak już dojechaliśmy na miejsce, i dopiero tam do mnie dotarło że mam iść dwie godziny, pod górę i z 12 kg plecakiem żeby się dostać do schroniska, to ogarnęłam w jakim położeniu się znajduję.

<tu wklej dźwięk tłuczonego szkła>

Po pierwszym zakręcie byłam pewna, że umrę, że zasłabnę tam gdzieś, zasypie mnie śniegiem, zamarznę, to będzie mój ostatni dzień życia, i nikt nie znajdzie mojego ciała aż nie przyjdzie wiosna i ten cały biały badziew nie roztopi się i nie wsiąknie w ziemię.

Ale nie byłam sama więc opcja samotnej śmierci nie wchodziła w grę. Już nie miałam wyjścia. Tempo było zabójczo żółwie, nogi prawie weszły mi w dupę po same pachy, pod koniec wyczuwałam każdy mięsień na swoich plecach, a twarz to chyba zrobiła mi się purpurowa, ale kij z tym- satysfakcja z dotarcia na miejsce była niesamowita.

I tu miało miejsce pierwsze jebudu, bo spojrzałam na ten Karpacz z wysokości, rozejrzałam się w około i widok naprawdę zaparł mi dech w piersiach (mimo że wyglądałam juz wtedy na stan przedzawałowy).

Potem oddalismy się regeneracji na dzień następny.

I tutaj dochodzimy do kolejnego jebudu w mojej głowie-wschód słońca po wyjściu ze schroniska następnego dnia rano.
No tego widoku to nie zapomnę nigdy, te zdjęcia nie oddają nawet w 5% tego jak tam było naprawdę.
CUDO.

To było tak piękne, że prawie zapomniałam że boli mnie biodro, i naderwałam sobie ścięgno w kolanie. Prawie, bo jeszcze trzeba było wejść na Śnieżkę.

#kondycjastarejbabci

Pot, ból i łzy, zadyszka jakjapierdole, ale zdobyłam ten szczyt, zaparłam się nogami i rękami i DAŁAM RADĘ. Poszliśmy zwycięsko na herbatę do Czech, nie pamiętam żeby tak bardzo smakowała mi herbata z miodem jak w tamtym momencie. #jebudu3

Zejście to juz była totalnie inna bajka, tu trzeba sie było tylko nie poślizgnąć, nie upaść na plecy, nie wybić sobie zębów, oka, nie złamać nogi w dwóch miejscach.
Było blisko, ale zeszliśmy w całości (:


Tak naprawdę to zakochałam się w tym miejscu, w tych widokach i atmosferze która tam panuje.
Nawet nie wiem jak to można opisać, to jest coś tak niesamowitego, i wspaniałego że aż mi jest w to uwierzyć ciężko. Szok i grom z jasnego nieba.
Góry są przepiękne.





I nie byłoby to wszystko możliwe, gdyby nie Ty.
Dziękuję ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz