poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Pyr pyr pyr pyr pyrkon 2019

Jak się zbiorę to zmontuję dla was i dla siebie vloga z Pyrkonu 2019 na którym byłam razem z moimi mężczyznami życia :D Póki co zorientowałam się że nie mam praktycznie żadnego zdjęcia, więc muszą wam wystarczyć te dwa :D



Swoją drogą, popłynęłam w ten weekend jeśli chodzi o dietę i wiecie co?
Niczego kurwa nie żałuję xD
Od dzisiaj wbiłam w moje 5 tygodniowe wyzwanie, które jeszcze kończę przygotowywać bo chcę wykorzystać ten czas który mam w 100%, a ciągle mam wrażenie że o czymś ważnym zapomniałam.

Co do mojego pierwszego w życiu festiwalu fantastyki, to mam lekko mieszane uczucia. Moim zdaniem jako dla osoby która jeździ na Woodstock od lat i widzi że można naprawdę dobrze zorganizować masową imprezę, sposób traktowania uczestników Pyrkonu totalnie nie przemawia. Na stronie internetowej zabrakło mi łatwego wyszukiwania warsztatów czy innych spotkań które by mnie obchodziły. Dokładną tabelę z godzinami dostałam dopiero na wejściu, już pomijam że nic poza koncertem Percivala  mnie nie zainteresowało-dopiero stojąc w kolejce do wejścia do Sali Ziemi dowiedzieliśmy się że na koncert kurwa były jakieś zapisy. Czy to nie powinno wisieć w tej tabeli przy wydarzeniach jak krowie na rowie napisane? Zapłaciłam 120 zeta żeby pograć w planszówki, i przez chwilę na nintendo, niektore rzeczy nadal były ciężko płatne mimo biletów! Dla mnie osobiście 2/10, może w przyszłym roku dam drugą szansę, ale jak na razie to najlepszego zdania nie mam. ;s

Z plusów to kupiłam sobie świetną gotycką spódnicę, i chyba wraca do mnie mój metalowy pierwiastek, chęć zrobienia tatuażu, oraz potrzeba słuchania cięższej muzyki. 
Jak wyjdzie słońce to zabiorę mojego Marcina na fotki, bo póki co dzisiaj padało cały dzień i raczej nic ciekawego by z tego nie wyszło. 

czwartek, 25 kwietnia 2019

"Look at me, I just can't believe"





















jaglane rafaello





Nie dodaję nic na instagram, bo jestem przemęczona idealnymi obrazkami i perfekcyjnym życiem.
Właśnie w tym jest moc blogspota, że mam to wszystko coraz bardziej w dupie, albo inaczej- mam w dupie rzeczy które są zajebiście nieważne i bez znaczenia.

Fantastyczna jest praca nad sobą i nowymi nawykami, dostrzeganie efektów swoich działań. I nie tylko fizycznych, jak np. nietknięta przez święta sylwetka, ale też łatwy i sprawny powrót do moich codziennych dietetycznych wyborów. Mimo dwudniowej dyspensy od dietetyka i serio jedzenia wszystkiego na co miałam ochotę (głównie ciasta), bez przykrości czy choćby odrobiny dyskomfortu wróciłam na dobre tory. Dzisiaj jadłam moją pieczoną rybę z warzywami i kaszą bulgur,i zachwycałam się jej cudownością. Jest to piekielnie satysfakcjonujące, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze niedawno (w grudniu i na początku stycznia) czułam się jak jebany przegryw uzależniony od jedzenia świństwa. Jedno wiem na pewno, o ile taki szit może być uzależniający-to często problemem jest też nieświadomość co z takim produktem jak kasza czy ryba można zrobić żeby było smacznie. Rozumiem że jestem sobie na początku mojej lepszej drogi, ale na serio- dopóki nie posmakujesz tej zdrowszej kuchni, nie poeksplorujesz różnych, często nowych smaków, nie stworzysz sobie z takim jedzeniem pozytywnych wspomnień, to samo przejście na dietę nic kompletnie Ci nie da.

Zrobiłam mały update ćwiczenia psychologicznego z woodstocku, który polega na tym żeby wypisać rzeczy za które się lubisz/kochasz, i wsadzić sobie do portfela, żeby w gorszym momencie móc przeczytać jakie cechy/umiejętności/zdolności cenisz w sobie.
Bardzo polecam to ćwiczenie, bo nie dość że wprowadza nas w dobry nastrój i pozytywne myślenie o sobie samym, to jeszcze niesamowitym sukcesem jest dopisanie do tej listy kolejnej rzeczy i następnej, i tak budowanie nowej wersji siebie. 💪
Moja lista wydłużyła się znacząco.💗

Poza tym w ramach powolnych zmian na lepsze-wypróbowałam kubeczek menstruacyjny, i oczywiście mimo początkowych kłopotów z poprawnym użyciem, zdecydowanie polecam to cacko 😉





niedziela, 7 kwietnia 2019

change the world













Mówią że niedziela dzień cwela i coś w tym jest, ale ta dzisiaj jest dla mnie niesamowitym wybawieniem.
Od piątku łaziłam po ścianach, bo chciało mi się tak strasznie bigmaca z frytkami, na przemian z mleczną czekoladą/chipsami/pierniczkami/dodajsecochcesz, że gdyby nie Julka z którą mieszkam i z którą trzymamy dietową sztamę-wybiegłabym do sklepu i wjebałabym to wszystko naraz, przysięgam. Nie mam kompletnie pojęcia z jakiego powodu, czy to leki na pęcherz tak wpłynęły, może wysikałam za dużo wody i zaczęłam świrować-nie było tak źle nawet jak w podróży z/do Piły czegoś nie zjadłam bądź musiałam przeczekać kolejną godzinę na bardziej komfortowe warunki do jedzenia. Było to masakrą, najprawdziwszą- i fakt poległam na polu kalorycznym, ale nie zjadłam niczego z wyżej wymienionych rzeczy na rzecz hummusu z marchewką (kocham kurwa jego mać hummus niesamowitą fantastyczną miłością życia)
NA SZCZĘŚCIE! Przyszła niedziela, obudził mnie kocikowy buziak prosto w nos, zjadłam śniadanie, wypiłam herbatę-znowu czuję że jest ok! Że dam radę, że wcale nie potrzebuję cheata, i że ze spokojem wytrzymam do świąt albo i dłużej. 
Dla mnie wniosków jest kilka:
-redukcja nie jest wcale taka prosta, jak na początku mi się wydawało, przez dłuższy czas może być ok i spoko, a czasem coś jebnie
-kiedy coś jebnie wykurwiście ważne jest wsparcie z otoczenia (jedno slowo Julki i poczułam, że mimo że jestem słaba, i ochota wcale mi nie przeszła, spowodowała że nie uległam)
-budowanie nawyków żywieniowych to złożony proces, i mimo że nie jestem ani trochę odkrywcza w tym momencie, dziękuję sobie mocno za każdy nawyk który wyrobiłam w sobie do tej pory.

Dzisiaj waga pokazała mi magiczne 60.0 kg, i to znaczy tylko tyle że ostatnio tyle ważyłam w 2012 roku kiedy szłam do liceum.
A jutro wizyta u dietetyka i kolejna analiza składu masy ciała.

Teraz żegnam się, życząc cudownej niedzieli,

jeszcze trochę ;)

poniedziałek, 1 kwietnia 2019

get free

moje love ♥


Siedzę sobie właśnie w Pile ostatni dzień, a potem przyjeżdżam na święta. Muszę przyznać, że ostatnie kilka dni jest cudownych, mimo że podróż do Piły dała się we znaki, czasem czułam stres, a czasem byłam głodna- jestem pełna optymizmu, bo nie dość że jest wiosna i można znowu kręcić pojkami, to jeszcze pograłam sobie na gitarce, zrobiłam trening- jakoś to wszystko cudownie łatwo idzie ;)
także jeśli tylko przyjdzie mi wątpić w siebie-ten czas jest dowodem na to że potrafię zebrać się w sobie, i pracować na swoje efekty. 
Zdaję sobie sprawę, że jeszcze masę rzeczy mnie czeka, i zmiana jeszcze większej ilości nawyków, żeby żyło mi się lepiej i żebym była zdrowsza, ale na pewno jestem na najlepszej drodze.

W końcu czuję się zaopiekowana przez siebie samą, i to jest naprawdę budujące uczucie, że nie muszę już ze sobą walczyć, miotać się na wszystkie strony.

a tak poza tym to kocham mojego misiaczka ♥