Będąc dzisiaj w muzycznej czułam się jak w niebie, szkoda że nie trwało to dłużej, bo teraz jedyne co mogę powiedzieć o moim nastroju, to to że się zjebał całkowicie. I bynajmniej nie dlatego że coś się stało. Rzeczywistość mnie przytłoczyła, ta, w której uświadamiam sobie że normalni ludzie właśnie zaczynają weekend, idą na imprezę, połowinki, piwo cokolwiek. A ja zaczynam walkę o przetrwanie. Nie żartuję.
Co dziwne, wcale nie potrzebuję iść na melanż, nie zazdroszczę nikomu. Bardziej od tego pragnę spokoju ducha, pragnę pozbyć się stresu który mi od jakiegoś czasu towarzyszy całe dnie.
Sprawdzian z historii muzyki przełożony na wtorek, na piątek gamy i triady harmoniczne, nie mówiąc o śpiewie czy kartkówce z grzybów, Panu Tadeuszu i inwokacji, sprawdzianie z biologii w piątek, ćwiczeniach, zadaniach Pazdry i takich innych. Trzęsą mi się ręce, mam ochotę zajebać gołymi rękami autora tej prześmiesznej nowej podstawy, bo widocznie nie uwzględnił że licealiści też chcą mieć jakieś życie.
I nie obchodzi mnie podejście pod tytułem "zrobiliśmy za dużo magistrów" bo jak tak dalej pójdzie to 3/4 uczniów skończy z ciężką depresją, ze mną na czele. To nie jest ani trochę zabawne.
Dobra, wyżaliłam się wam, idę przepisywać zeszyty a wam życzę miłego weekendu :)
jakie śliczne zdjęcie! :)
OdpowiedzUsuńOjej, dzięęęęęęęęękuję :*
OdpowiedzUsuń